Playlist

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 5 "-Jeśli on chce umrzeć, to umrze."

 Jack, Piotruś, Czkawka, Dzwoneczek i Barwinka po chwili znaleźli się w Strefie Snów na biegunie. Dookoła nich biegały yeti i pokrzykiwały coś w niezrozumiałym języku, a pod nogami plątały się elfy w dzwoniących czapeczkach.
 - Co to jest? - zapytał zielonooki wskazując ręką na jednego z włochatych pomocników Mikołaja.
 - Nie co, tylko kto. I to yeti. - odparł Jack przewracając oczami i od niechcenia stuknął kosturem w ziemię, a podłoga w promieniu około 2 metrów pokryła się lodem. Szarobrązowy yeti, który szedł z mnóstwem pakunków, poślizgnął się i starał się złapać równowagę. Frost pochylił głowę w stronę Piotrusia. Chłopiec spojrzał na niego zdezorientowany. Jack uśmiechnął się szeroko i zrobił krok w bok. Prezenty (nie te z kieszeni Jack'a xd dop.aut.) zwaliły Piotrusia i Czkawkę z nóg, a na dodatek włochaty pomocnik wywrócił się na nich. Białowłosy zaczął się głośno śmiać.
 - To wy tu posprzątajcie, a ja się zmywam. - powiedział kiedy się opanował i miał zamiar ruszyć do przodu, lecz uderzył brzuchem i głową w coś miękkiego i się odbił. Spojrzał do góry. Patrzył na niego srogo North z rękami na biodrach. Jack wyszczerzył zęby i miał zamiar się oddalić, ale Mikołaj złapał go za kaptur i powiesił na żyrandolu, który był w miejscu, gdzie sufit jest 2 metry od ziemi.
 - No bez przesady! Wisiałem tak już dwa razy! - zaczął krzyczeć. - I skąd ten żyrandol?!
 Jednak North nie zwracał na niego uwagi. Pomógł wstać Piotrusiowi i Czkawce. Yeti już się zmył z prezentami. Haddock spojrzał na niego i się przeraził.
 - Dź-dzień d-dobry? - wyjąkał nieśmiało.
 - Prędzej dobry wieczór. - uśmiechnął się Mikołaj i wskazał na okno, za którym była noc. Następnie klepnął go serdecznie w plecy.
 - No, to ty przeszedłeś przez portal? - zapytał, aby się upewnić.
 - T-tak, t-to znaczy... - nie dokończył bo zemdlał wprost na Piotrusia, który się ponownie wywrócił. Z oddali słychać było śmiech Jack'a.
 - Może połóżmy go na kanapie. - zaproponował Mikołaj. Piotruś kiwnął głową. Nagle rozległ się huk i jęki Frosta. North i Pan odwrócili się w jego stronę. Białowłosy leżał na ziemi, a dookoła niego były resztki rozbitego żyrandolu. Na suficie była dziura i kabelki.
 - Mój żyrandol! - krzyknął North.
 - Moja dupa. - wyjęczał Jack.
 Czkawka ocucił się.
 - C-co się dzieje? - zapytał trochę przymulony. Piotruś pomógł mu wstać i usadził na krześle, którego wcześniej tam nie było(!).
 - Och, biedny Jack'uś. Nic ci nie jest? Nie wypadł żaden z twoich prześlicznych kiełków? - odezwał się damski głos i po chwili dookoła Frosta latała Zębuszka.
 - Ząbek? A ty tu skąd? - wymamrotał obolały białowłosy. Wstał na chwiejnych nogach. Próbował patrzeć cały czas na Zębuszkę, ale ona latała tak szybko, że zakręciło mu się w głowie i wywrócił się.
 - Wyglądasz jak pijak. - usłyszał jeszcze rozbawionego Piotrusia i zemdlał. Zębuszka krzyknęła z przerażenia. Zawsze panikowała kiedy ktoś tracił przytomność, a jeśli był to "Frost Śliczny Kiełek" to już kompletnie traciła zmysły.
 - Ząbek, spokojnie. Przecież drugi raz nie umrze. - powiedział North. - No, chłopcy, to na czym skończyliśmy? A tak, ekhem, witam w moich skromnych progach yyy... - spojrzał na Piotrusia.
 - Czkawko. - wymamrotał blondyn.
 - Czkawko! Czkawko? - zachichotał, lecz widząc spojrzenie chłopaka natychmiast się uspokoił. - No tak, myślę, że chłopcy ci już powiedzieli o portalu?
 - Tak, proszę pana. - odpowiedział już spokojny Haddock.
 - A więc jak tylko się Jack obudzi, opowiesz nam jak to się stało, że tutaj trafiłeś. - powiedział North i poszedł zwołać resztę Strażników.
 Kiedy Jack odzyskał przytomność, w pomieszczeniu byli już wszyscy. Rozejrzał się dookoła i usiadł na krześle, które podsunęła mu Zębuszka.
 - No to opowiadaj, chłopcze. - powiedział North i uśmiechnął się serdecznie do Czkawki. Ten gest pokrzepił chłopaka. Nabrał powietrza i zaczął.
 - Urodziłem się w Berk. Tam również się wychowywałem i mieszkam dotąd. Jestem synem wodza wikingów, ale nie byłem zbyt lubiany, ponieważ nie potrafiłem sobie poradzić z naszymi szkodnikami, które porywały nam owce.
 - Och, spokojnie, nie każdy może sobie poradzić z wilkami. - powiedział Piotruś klepiąc go po plecach.
 - Tyle, że to nie były wilki. - odparł Haddock.
 - To może kangury? - zapytał złośliwie Jack patrząc w stronę Zająca.
 - To też nie. Naszej wiosce zagrażały smoki. - Czkawce przerwał kolejny huk. Wszyscy spojrzeli w stronę Jack'a, który leżał na ziemi z krzesłem.
 - No co? - zapytał zdenerwowany Frost i wstał.
 - To mówisz, że smoki? I nie umiałeś sobie z nimi poradzić? - dopytywał się North.
Czkawka przytaknął.
 - To jeszcze nie koniec świata. - powiedział Piotruś biorąc łyk soku.
 - On powiedział: smoki. - warknął Jack stając obok niego. Piotruś rozszerzył oczy i wypluł całą zawartość na twarz i włosy białowłosego.
 - Co?! - krzyknął zdziwiony.
 - Fuuuu! - wybełkotał Frost starając się nie dopuścić soku do ust.
 - Idź się umyć. - kazała mu Zębuszka. Jack powlókł się powoli do łazienki.
 - Z nim zawsze są problemy. - wymamrotał Zając przewracając oczami.
 - Słyszałem to! - zawołał białowłosy.
 - Miałeś słyszeć! - odparł Easter.
 Przez parę minut słychać było tylko lejącą się wodę. Po chwili Jack wyszedł z łazienki już czysty, ale wciąż mokry. Zając wywrócił oczami, North pokręcił głową z niedowierzaniem, Zębuszka starała się znaleźć dla niego jakiś ręcznik, Barwinka, Dzwoneczek i mleczuszki zbierały krople wody z jego włosów, Czkawka patrzył zdumiony, Piotruś wzdychał i czekał, aż ten cyrk się skończy, a Piasek rzucał w chłopaka piaskiem(xd), który chłonął wilgoć.
 Frost odsunął się do tyłu i paroma ruchami ręki zamroził krople wody, a potem je strząsnął z siebie na podłogę.
 - Sam to teraz sprzątaj! - zawołał North powstrzymując yeti'ego od wykonania tej czynności.
 Jack wzruszył ramionami i odszedł. North spojrzał na niego groźnie, a Frost rozszerzył oczy, wrzasnął i schował się za Zębuszką. Zając zachichotał złośliwie.
 - I co, Ząbek? Dalej ci się on podoba? - zapytał kpiąco. Wróżka Zębowa dała znak mleczuszkom, a te ruszyły na Easter'a.
 - Kontynuuj. - powiedział Piotruś ignorując resztę. Czkawka poczekał, aż się wszyscy uspokoją i zaczął opowiadać im o tym,  jak to się zaprzyjaźnił ze Szczerbatkiem i wszystkimi przygodami, jakie go spotkały. W końcu doszedł do momentu portalu.
 - Nie wiem, chyba sobie przysnąłem czy coś, a mi się to nie zdarza, a beze mnie Szczerbatek nie potrafi dobrze lecieć. Kiedy się ocknąłem lecieliśmy prosto na skałę. Pomogłem smokowi skręcić w dół, ale ja się odczepiłem od siodła i... już przygotowałem się na plask! w kamień, ale nic takiego się nie stało. Poczułem jak tylko wszystko dookoła mnie wiruje, myślałem, że już spadam na ziemię, znaczy do morza i faktycznie, spadłem, ale kiedy otworzyłem oczy byłem już w... - spojrzał pytająco na Piotrusia.
 - W Australii. - dopowiedział blondyn.
 - No właśnie. Byłem wystraszony i zemdlałem, a kiedy się obudziłem, usłyszałem kłótnię. Podążyłem za głosami i znalazłem ich. - tu wskazał na Pana i Frosta.
 - No to teraz wystarczy, że znowu się tam dostaniesz, wlecisz w jakąś skałę i po kłopocie. - powiedział Jack.
 - Ja nie umiem latać! - krzyknął Haddock
 - Ale ja umiem. To wystarczy.
 - Obawiam się, że portal działa tylko w jedną stronę. Czyli, że nie wrócisz już do domu. - poinformował go Mikołaj.
 - Co? Ale... ja muszę wrócić. Co będzie z tatą? Szczerbatkiem? Astrid? - zawołał po czym pobiegł do okna i chciał wyskoczyć, ale Zębuszka w porę go złapała i zamknęła okno.
 - Chcesz się zabić? - zapytał z ironią w głosie Jack.

 - Tak! Wolę umrzeć niż tu żyć! - krzyknął. Ząbek puściła go na ziemię. W jej oczach zalśniły łzy. Nie dowierzała, że on to powiedział. Westchnęła ciężko i poleciala do jednego z pustych pokoi. Zza drzwi rozległ się szloch. Zając spojrzał zdenerwowany na Czkawkę.
 - Widzisz co narobiłeś? Wiesz, co ci powiem? Jeśli kobieta płacze przez faceta, to...
 - Nie kończ. - powstrzymał go Piotruś. - Jeśli on chce umrzeć, to umrze. - powiedział z uśmiechem na ustach stając w oknie.
 - Dzwonek! Lecimy! - krzyknął i po chwili już tej dwójki nie było.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 4 "Zadanie wykonane? O nie, to dopiero początek."

 Piotruś stwierdził, że przyniesie jakieś owoce, tylko nie miał pojęcia skąd. Wywnioskował, że najlepiej poszukać w lasach i tu zaczął się problem, bo nie wiedział w którą stronę lecieć, aby tam dotrzeć.
 - Dzwoneczku - zwrócił się do wróżki, która posłusznie przybliżyła ssię do niego. - wznieś się do góry i zobacz gdzie jest jakiś las.
 Blondynka pokiwała główką i po chwili już jej nie było. On tymczasem stanął sobie na ziemi, bo pozwolił sobie zauważyć, że zaczyna się męczyć. Zaczął się zastanawiać nad tym, co Jack miał w kieszeni i do czego to służyło. Wyciągnął rękę. Był na niej jeden z tych kwadracikow. Spróbował to otworzyć, choć to nie było proste. W końcu złapał zębami i rozerwał opakowanie. Wypadła ze środka biała obrączka z jakimś czubkiem z jednej strony. Zauważył, że ta gumowa rzecz jest zwinięta, więc ją rozwinął.
 - Hahah, to balon! Ale na co mu? - nie zastanawiając się nad tym długo prędko go nadmuchał. Nie zdążył zawiązać, kiedy przyleciała wróżka.
 - Och, to ty. I co? Znalazłaś? - zapytał podekscytowany. Dzwoneczek pokiwała głową i ruszyła na wschód. Piotruś poleciał za nią.
 Tymczasem Jack wziął swój kostur, podszedł do Ayers Rock, usiadł i oparł się o skałę. Gestem zaprosił Czkawkę, żeby usiadł obok niego. Chłopak posłusznie to zrobił.
 - Więc, opowiedz coś o sobie. Skąd się tu wziąłeś, skoro nie znasz okolicy? Ktoś cię wyrzucił? Masz jakichś przyjaciół? Jesteś z Australii, prawda? Gdzie jest to całe Berk? Zaprowadzisz nas? I czemu po prostu do nikogo nie zadzwonisz? Chwila, może nie ma zasięgu? Nie no, na pewno nie ma! Tutaj? Przecież jesteśmy w kompletnej dupie!! - zaczął histeryzować, a potem sam sobie przyłożył w głowę kosturem i kontynuował. - To jak? Odpowiadaj.
 - Emm, no więc, eee, może od początku. Sam nie wiem. Nie. Tak. Nie. Nie wiem. Nie, bo nie wiem. Co to znaczy zadzwonić? Co to jest zasięg? Nie panikuj! - odpowiedział po kolei Czkawka i oparł się o skałę. Chwilę minęło zanim Jack sklecił swoje pytania z jego odpowiedziami.
 - Na serio nie wiesz co to "zadzwonić" i "zasięg"? - chłopak przytaknął. - Ej! Ty jesteś tym co przeszedłeś przez portal, racja?
 - Portal? Jaki portal? Aha, i jeszcze jedno. Co to miało być z tą laską? Do czego ci potrzebna i skąd się wziął ten lód w wiaderku, który teraz w 1/4 jest woda? A te wróżki? Przecież one nie istnieją. I jeszcze Piotruś lata! Co to za czary?
 - Nie żadne czary tylko rzeczywistość. Spójrz, wcześniej obydwoje byliśmy normalnymi chłopakami, tak jak ty. Znaczy Piotruś, tak jak teraz, był dzieckiem. I on nie chciał dorosnąć, więc uciekł z domu i nie wiem jakim cudem trafił do Nibylandii. Miał tam umiejętność latania, ale tylko w tej krainie. Stał się też nieśmiertelny. Spodobało mu się to. Zaprzyjaźnił się z wróżkami, które mieszkały niedaleko jego domu. Dzwoneczek, czyli ta wróżka w zielonym, zakochała się w nim i odtąd stała się jego przyjaciółką i towarzyszką. Dzięki tej przyjaźni stał się nieśmiertelny i latający także poza Nibylandią. No, to tyle na jego temat. - wyjaśnił Jack.
 - Aha, a co z tobą? To samo? - zapytał dociekliwie szatyn.
 - Chwila, nie dziwi cię to? Wierzysz mi?
 - A dlaczego miałbym ci nie wierzyć? Poza tym, i tak widziałem wystarczająco, że już nic mnie nie zdziwi.
 - Doprawdy? A wiadomość, że jestem martwy również?
 Czkawka zachłystnął się powierzem i zaczął gwałtownie kaszleć. Jack poklepał go po plecach. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
 - Jak to?
 - Tak to. - odparł Frost z podobną barwą głosu. - No w końcu! Czekaj, w czym ty to niesiesz?! Skąd to masz?! - zaczął krzyczeć przerażony. Przed nimi stał Piotruś, a obok niego Dzwoneczek. W ręce chłopiec trzymał owoce zapakowane w ten gumowy przedmiot. Jack szybko podbiegł do niego i wyrwał mu to.
 - Ej! Jesteś taki głodny, czy... - nie zdążył dokończyć, bo w jego otwartych ustach znalazł się owoc.
 - Tak! Celny rzut! Przed państwem słynny, mądry i niesamowicie przystojny mistrz świata we wszystkich dyscyplinach: Jack Frost! - zawołał uradowany białowłosy, po czym w sekundzie zamilkł i podszedł do Piotrusia z poważną miną. - Co to jest! - krzyknął wymachując gumowym workiem.
 - Nasza kolacja? - stwierdził rozbawiony Piotruś.
 - Tak, ale w czym to jest? Skąd to masz? Jesteś przecież na to za młody!
 - Za młody na balony? - Pan uniósł brwi ze zdziwienia. - I wyciągnąłem to z twojej kieszeni.
 Jack rozszerzył oczy i włożył rękę do kieszeni. Wyciągnął chusteczki i jedno kwadratowe opakowanie.
 - Chłopie! Czy ty wiesz co to jest? To preze... - natychmiast umilkł rumieniąc się.
 - Preze-co? - zapytał Czkawka.
 - Prezent. Tak, prezent! Na-na urodziny Jamie'go. - odparł szybko gratulując sobie pomysłowości.
 - Ale Jamie miał już urodziny. 3 miesiące temu. - powiedział podejrzliwie Piotruś.
 - Bo to prezent na urodziny kuzynki Jamie'go. - dodał Frost.
 - Ale powiedziałeś... - zaczął Czkawka.
 - Przejęzyczyłem się. A teraz dobranoc! - zawołał i padł na ziemię jak zabity.
 - A kol...
 - Nie! - przerwał Jack Czkawce i zamknął mocno oczy modląc sie, aby jak najszybciej zasnąć. Szatyni wzruszyli ramionami i zaczęli jeść owoce, a popijali już roztopionym lodem, czyli wodą. Zostawili trochę na rano i poszli spać.
 Następnego dnia Jack obudził się pierwszy. Wyciagnął z "prezentu" owoca i zajadając go, poleciał na poszukiwania portalu. Chwilę po nim obudzili się Piotruś i Czkawka. Zjedli śniadanie i usiedli pod skałą.
 - Jack opowiedział mi wczoraj o tobie, ale o sobie nic. Może ty coś wiesz? - zapytał zielonooki.
 - Oczywiście. Więc tak: wcześniej był normalnym chłopakiem. Miał brązowe oczy i włosy. No i był bardziej opalony. Był bardzo biedny, nie stać go było na buty, więc chodził boso. Kiedy miał 18 lat poszedł z siostrą nad zamarznięte jezioro. Lód pod nią zaczął pękać, więc wziął wygięty kij, zaczepił o nią i odepchnął w bezpieczne miejsce. Niestety lod się załamał pod nim, a on wpadł do wody. Utopił się. Lecz Pan Księżyc wyciągnął go z wody, wskrzesił i uczynił nieśmiertelnym. Jego wlosy stały się białe, cera blada, a oczy niebieskie. Miał moc lodu, a w tym kiju skumulował ją i odtąd się z nim nie rozstaje. Zaprzyjaźnił się z wiatrem, więc teraz potrafi również latać.
 - A ta wróżka? Nie poszła za nim.
 - Ma na imię Barwinka i jest siostrą Dzwoneczka. Dołaczyła do nas niedawno. Znaczy do niego. Nie tworzymy drużyny. My się nie cierpimy. On mi ciagle wchodzi w drogę, zresztą ja mu też. Ale dostaliśmy zadanie, więc musimy je wypełnić i nasze drogi się rozejdą. - zakończył zadowolony.
 - Kto wam kazał co zrobić? - zapytał zdezorientowany Czkawka. Piotruś przewrócił oczami. Po chwili Czkawka już wszystko wiedział o Strażnikach, ich zadaniu i portalu.
 - Jest! - usłyszeli radosny krzyk Jack'a, który się do nich zbliżał.
 - Co jest? - zapytał z uniesioną brwią Piotruś.
 - Portal! Znalazłem!
 - A zamknąłeś? - spytał Czkawka.
 - Nie. Ale nieważne. Wracamy na biegun. - powiedział Frost stojąc już obok nich i wyciagnął kulę. Szepnął "Biegun, North" i rzucił przed siebie. Przed nimi ukazał się portal. - Chodźcie!
 - Czemu nie użyłeś tego wcześniej?! - zawołał z wyrzutem Piotruś.
 - Chciałem cię trochę pomęczyć. - Jack uśmiechnął się złośliwie. Piotruś już miał go uderzyć, ale dostał kosturem w głowę. - Wchodź, a nie.
 Piotruś uśmiechnął się pokrzepiająco do Czkawki i zaciągnął go do portalu. Wszyscy weszli równocześnie, a portal się zamknął.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 3 "Uff, znaleziony."

 Kiedy Jack wylądował na ziemi spostrzegł śmiejącego się Piotrusia, który opierał się o Ayers Rock.
 - Jesteś zgniłe jajo! - zawołał trzymając się za brzuch.
 - Ja? Ty sobie przypomnij coś powiedział. - Jack zaśmiał się i cofnął do tyłu. Kostur wbił się w ziemię i zaczepił o kaptur chłopaka, a w efekcie Frost wisiał na nim metr od ziemi, ale humor mu się nie pogorszył.
 Piotruś chwilę pomyślał i dotarło do niego jaki błąd popełnił.
 - To wcale nie śmieszne! Wiesz o co mi chodziło! - krzyknął ze zmarszczonymi brwiami.
 - No pewnie. Jesteś zgniłe jajo! - wrzasnął na całe gardło Frost, a Piotruś podbiegł do niego i zakrył mu usta ręką.
 - Cicho. Niedaleko są domki, a w nich ludzie. Chyba nie chcesz żeby cię zobaczyli w takim stanie? - zapytał wskazując na niego i wybuchnął śmiechem.
 - Natychmiast mnie stąd ściągnij! - krzyknął Jack wymachując kończynami.
 - Spokojnie, bo się złamie.
 - Sam się nie złamie!
 - A, no racja, twoja ciężka dupa tego dokona za ciebie. - zachichotał Piotruś.
 - Chcesz się bić?!
 - No dawaj! - Jack zaczął się szamotać i w efekcie spadł na tyłek. Piotruś tak się zaczął śmiać, że upadł na ziemię. Frost wyciągnął kostur z ziemi i walnął nim w głowę szatyna.
 - Ekh, przepraszam, że przeszkadzam, ale wiecie gdzie jest najbliższa wioska? - zapytał speszony głos. Nieśmiertelni obejrzeli się i dostrzegli chłopaka o zielonych oczach i brązowych włosach, ubranego w zieloną bluzkę i na to brązowy kożuch.
 - Spytaj się tego dzieciaka w rajtuzach. - odpowiedział Frost i się położył na ziemi, a ręce skrzyżował za głową.
 - A ty to co, staruszku? Siwe włosy i kijaszek do podpierania? - odparł ironicznie Piotruś, na co dostał "kijaszkiem" w głowę. - No bez przesady!
 - Chyba jednak wam przeszkadzam. - oznajmił nieznajomy powoli się wycofując.
 - Nie, nie, co ty. - białowłosy wstał z ziemi, podszedł do chłopaka i wyciągnął rękę. - Jestem Jack, tamta urocza dama to Piotreczka Pani.
 - Jaka znowu dama? - zawołał za nim Piotruś.
 - No przecież chodzisz w rajtuzach. To wystarczający dowód. - odpowiedział z uśmiechem Jack i odwrócił się do niego. Zbliżył się i zaczął go głaskać po głowie. - Ale spokojnie, my tu jesteśmy bardzo tolerancyjni, nie musisz się ukrywać, że tak naprawdę jesteś kobietą.
 Piotruś uderzył go lekko w twarz, po czym podszedł do zielonookiego.
 - Jestem Piotruś Pan. A ty?
 - Czkawka Haddock.
 - Co? - zawołał Jack, a następnie się cofnął, co wywołało falę wydarzeń, których skutkiem było ponowne zawiśnięcie za kaptur na kosturze. - Ej! Pomóż, albo ci łeb odmrożę!
 Piotruś patrzył na niego z politowaniem, a Czkawka ze strachem w oczach.
 - Na zdrowie. - odpowiedział chłopak, po czym zwrócił się do zielonookiego. - Skąd jesteś?
 - Pochodzę z Berk. - odpowiedział nieśmiało Czkawka. - Gdzie jesteśmy?
 Jack'owi w końcu udało się zejść na ziemię. Położył kostur na piasku i dokonał oględzin swojej bluzy, czy aby na pewno nic się nie rozdarło. Kiedy przekonał się, że ubranie jest całe, odetchnął z ulgą i ruszył przed siebie. Niestety nie zdążył zrobić pełnego kroku, bo stanął na wygięciu swojego kosturu, a ten wyprostował się i uderzył mocno chłopaka w nos. Jack cofnął się, złapał za narząd węchu i wyczuł lepką ciecz.
 - To-to krew? - zapytał Czkawka, po czym zemdlał. Piotruś spojrzał na niego, a następnie na Frosta. Białowłosy ruszył ponownie do przodu i ponownie został zaatakowany przez swoje własne narzędzie broni. Tym razem padł na ziemię nieprzytomny.
 Pan natychmiast podbiegł do niego. Z nosa nadal ciekła krew. Chłopak zapamiętał, że Jack trzymał chusteczki w kieszeni bluzy. Włożył tam rękę i wyciągnął 2 małe kwadraciki, a w środku jakieś gumowe obrączki. Był zbyt młody, żeby wiedzieć co to jest, więc tylko pokręcił głową i schował przedmioty. Wymacał kolejną rzecz. Tym razem były to chusteczki. Wyciągnął dwie, zrobił z nich półkulki i włożył do nosa Jack'a. Następnie z wielkim trudem usiłował go podnieść, ale nie udało mu się, więc zaciągnął go za nogę pod skałę i oparł plecami o nią. Następnie wziął kostur i uderzył dwukrotnie chłopaka po głowie. Niezbyt silnie, wystarczyło, żeby się ocucił.
 - C-co? - wyjęczał białowłosy. Podrapał się po głowie i dotknął nosa. - Coś ty mi zrobił? - warknął na szatyna.
 - Ja? Zatamowałem krew. A ty lepiej się pogódź ze swoją laską albo ci znowu przyłoży. Wiesz, do 3 razy sztuka. - odparł z uśmiechem Piotruś i ruszył w stronę wybudzającego się Czkawki.
 - Ty już mi przyłożyłeś dostatnio, pacanie. - odpowiedział Frost po czym powoli wstał, wyciągnął chusteczki z nosa, wyrzucił je za siebie i chwiejnym krokiem podszedł do swojego kostura. Pochylił się i złapał go, jednak zakręciło mu się w głowie i się wywrócił. Usłyszał głośny rechot Piotrusia i pytanie Czkawki o jego stan zdrowia.
 - No, zachód. Chodźmy spać. - powiedział Jack nie chcąc już wstawać.
 - Oszalałeś? On nic nie jadł! Jadłeś? - zwrócił się do Haddock'a. Chłopak zaprzeczył. Jack wywrócił oczami i przekręcił się na brzuch. Uniósł się na łokciach.
 - Robimy tak. Ty zajmujesz się kolacją, a ja śniadaniem. Dobranoc! - powiedział i ułożył się na lewym boku plecami do nich.
 - O nie nie nie! Chwila! A gdzie Barwinka i Dzwoneczek? - w tej chwili zza skały przyfrunęły te wróżki taszcząc ze sobą puste, ale czyste wiaderko. - Są! A na co to?
 - Pomóż wstać. - powiedział zrezygnowany Jack do Czkawki. Chłopak natychmiast pomógł i zaprowadził do wróżek. Frost stuknął kosturem w wiaderko, które natychmiast napełniło się lodem. Barwinka i Dzwoneczek nie zdołały unieść tego ciężaru i spadły na piasek.
 - Do czasu aż stopnieje zdołasz coś przynieść. Chyba, że nie umiesz polować? Jesteś może za słaby?
 - Ja? Za słaby? Ja? Ha! Ani się obejrzysz, a będę z powrotem! I to z kolacją. Dzwonek! Idziemy! - zawołał po czym wzleciał w powietrze, a tuż za nim jego wróżka.

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 2 "W podróży."

 Jack, Piotruś, Dzwoneczek i Barwinka dotarli do miejsca, w którym lód zamienia się w wodę. W tych rejonach było już nieznacznie cieplej, więc towarzysze Frosta i zimowej wróżki poczuli się nieco lepiej. Piotruś stanął zmęczony na lodzie. Pochylił się i oparł dłonie na kolanach. Spojrzał w dal.
 - Uff, mamy jeszcze 5 razy tyle drogi do przebycia, a ja już jestem zmęczony. W dodatku Dzwoneczek i Barwinka tracą pyłek. Bez niego nie możemy latać. - wysapał.
 - No to zostaniecie daleko w tyle. - odparł Jack stając obok niego. - Chyba że...
 - Chyba, że co? - zainteresował się Piotruś.
 - Możemy przejść dłuższą drogą, wodą zmienioną przeze mnie w lód.
 - Naprawdę ci to przyszło do głowy? Chcesz zamrozić cały Pacyfik? - spytał szatyn nieprzekonany tą wersją. - Lepiej lećmy. Im szybciej dolecimy, tym szybciej to skończymy.
 Mówiąc to, ruszył przed siebie z zawrotną prędkością, a za nim Dzwoneczek. Jack spojrzał na Barwinkę, która siedziała na jego ramieniu.
 - Możesz lecieć z nami. Odtąd będziesz moją wróżką. - powiedział delikatnie, na co białowłosa chciała rzucić się na niego, ale on lekko odsunął ją ręką. - Ej, ej, bez przesady.
 - Frost! Zamarzłeś? - zawołał Piotruś.
 - Bardzo śmieszne! - krzyknął za nim chłopak i wzleciał w powietrze doganiając szatyna. - Tylko tym razem bez przepychanek. To nie są wyścigi.
 - I kto to mówi? Przecież to ty zacząłeś.
 Jack wzruszył ramionami i zaczął lecieć jeszcze szybciej. Na chwilę zapomniał, jakie ma zadanie i dokąd leci. Wywijał akrobacje, strzelał lodem i śniegiem na prawo i lewo, a także zaszywał się w chmurach. Barwinka starała się dotrzymać mu kroku, ale nie potrafiła przewidzieć, co teraz zrobi lub w którą stronę poleci. Piotruś z kolei nie chciał być od niego gorszy. Zaczął robić salta, wlatywać w chmury i ogólnie się popisywał. Frost zauważył to i natychmiast do niego podleciał.
 - Co ty robisz? - zapytał lekko zdenerwowany. On korzystał z siły wiatru, której tu miał pod dostatkiem, a szatyn mógł spowodować, że ani on, ani Dzwoneczek, ani Barwinka dalej nie polecą.
 - Zazdrościsz? - zachichotał zadowolony chłopak. Jack wywrócił oczami i pacnął go kosturem w głowę zanim zdążył odlecieć.
 - Ej, a to za co? - zawołał.
 - Bolało? Wybacz, może mózg jest już na miejscu.
 Barwinka uśmiechnęła się. Podleciała do Frosta i chciała przybić z nim piątkę, ale on nie zauważył jej i poleciał do przodu. Wróżka cofnęła się i zrobiła urażoną minę, ale ruszyła za chłopakami.
 - A tak właściwie, to co z Ząbkiem? - zapytał Piotruś z łobuzerskim uśmiechem. Jack trochę się speszył i zwolnił. Szatyn uczynił to samo.
 - Aaa, yy, z-z Ząbkiem? - wydukał zawstydzony. - Nic, a co ma być? - chłopak sam nie wiedział co łączyło go z Zębową Wróżką. Z jednej strony była jego przyjaciółką, wręcz siostrą, czasem nawet matką, ale z drugiej strony... Potrząsnął głową próbując wyrzucić z głowy te myśli.
 - Naaa pewnooo? - Piotruś przysunął się do niego, otworzył szeroko oczy i pomachał brwiami. Jack odsunął go od siebie i zrobił zirytowaną minę.
 - A co tam u Wendy? - zapytał z kolei, odwracając uwagę chłopaka od tematu Ząbka. Tym razem to Piotruś się speszył, lecz po chwili zrobił dziarską minę.
 - Jak to co? Ma już 25 lat i niedawno chłopak jej się oświadczył. - powiedział najspokojniej jak tylko umiał.
 - Och, i na pewno byłeś zazdrosny obserwując ich. A oni nawet nie mogą cię zobaczyć.
 - To samo tyczy się ciebie, Frost. - odkrzyknął mu szatyn.
 - Odszczekaj to! - zawołał zły Jack.
 - Hau hau! - szczeknął Piotruś i cudem zdołał uciec przed kosturem. Następnie zaczął się śmiać i popędził przed siebie, a Jack za nim.
 Barwinka i Dzwoneczek zatrzymały się. Zobaczyły pod sobą Australię, kontynent, na który zmierzali. Ale chłopcy nie chcieli się uspokoić, a co mogą zrobić maleńkie wróżki? Zimowa wróżka ciągnęła białowłosego za kaptur, ale w końcu wpadła do niego i nie miała szans wyjść dopóki Jack był w ruchu. Dzwoneczek z kolei ściągnęła Piotrusiowi czapkę i zaplątała się w nią. Nie mogła ruszać skrzydełkami, więc zaczęła spadać w dół. Barwinka zauważyła to i ugryzła Jack'a w szyję.
 - Auu! Ej, zielony dzidziusiu w rajtuzach, chyba upuściłeś na mnie jedną z twoich pcheł! - zawołał pacnął ręką w miejsce ugryzienia. Wyczuł wróżkę, złapał ją i wyciągnął. - A nie, na szczęście to tylko ta białowłosa.
 - A ty niby jakie masz włosy! - zawołał z oddali Piotruś. - Chwila! Gdzie moja czapka?
 Jack roześmiał się i spojrzał w dół. Dojrzał nakrycie głowy szatyna, ale jakoś dziwnie się poruszało.
 - W czapce też masz pchły? - krzyknął zanosząc się śmiechem i wskazując ręką na przedmiot. Piotruś szybko zanurkował i po chwili trzymał w rękach swoją czapkę z Dzwoneczkiem w środku. Spojrzał w dół.
 - Hej, Frost!
 - Ja mam imię. - warknął zbliżając się do niego. - O co chodzi?
 - Jesteśmy na miejscu. - powiedział. - Kto pierwszy przy Ayers Rock ten zgniłe jajo! - krzyknął i popędził przed siebie. Jack ruszył za nim, ale po chwili się zatrzymał uświadamiając sobie co on powiedział. Parsknął śmiechem, po czym zaczął powoli obniżać swoje loty.

***

Przepraszam, że takie krótkie, ale następne postaram się zrobić dłuższe. Kolejny rozdział hmm... może jutro, a jeśli nie to w piątek.