Playlist

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 19 "Zniknęła!"

 Luna zregenerowała się. Wstała i podeszła do swojego brata. Położyła mu dłoń na ramieniu. On zerknął na nią, ale nie zareagował. Dziewczyna wzięła głęboki oddech po czym stanęła naprzeciwko niego.
 - Wiem, że ciężko ci będzie to wyznać, ale jestem twoją siostrą. Zrozumiem. Cokolwiek powiesz, cokolwiek zrobisz, zawsze będę przy tobie. Nigdy cię nie zostawię, wiesz, że taka nie jestem.
 Chłopak spojrzał prosto w jej oczy. Jego mimika nie zmieniła się, ta sama obojętność, to samo puste spojrzenie, jakby nic do niego nie docierało. W końcu spuścił wzrok i westchnął.
 - Wiem o tym. Ale musisz to zrozumieć, że kiedy będę gotowy, powiem ci.
 - Ile mam czekać?
 - Masz na to całą wieczność. - uśmiechnął się lekko, lecz po chwili przybrał poważną minę.
 - Nie. - szepnęła. - Nie ma na to czasu. Pamiętaj o wojnie. Nie możemy... - chłopak uciszył ją gestem ręki.
 - Wiem. Dlatego zapomnijmy o tym co było, nie zastanawiajmy się co będzie, myślmy o tym, co jest teraz. - uśmiechnął się. Czerwonowłosa odwzajemniła gest i wtuliła się w niego.
 - Jesteś najlepszym bratem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. - pociągnęła nosem.
 - A ty siostrzyczką.
 - Bez przesady. Tak mała to nie jestem.
 - Jesteś, jesteś. - zachichotał klepiąc ją po głowie i ledwo uciekł przed pięścią.

***

 - Panie, jesteśmy gotowi. - odezwał się cichy, bojaźliwy głos. 
 - Dobrze. - duża, mocna pięść zacisnęła się. - Pożałują, że to zrobili.

***

 - Ślicznie, ślicznie, ale mam pytanko. Co to do cholery jest!? - zawołał Grell wskazując na ok. 10 czarnych koniopodobnych istot. Wokół nich unosiła się znikoma czarna mgła. Ich złote oczy przenikały grupkę na wylot, jakby oceniały kto z nich jest najsłabszy i kogo najlepiej zaatakować. Co jakiś czas parskały, a z ich nienaturalnie dużych nozdrzy wychodziły podmuchy powietrza zmieszanego z szarawym dymem. Wszystkie szły w szeregu, obok siebie, równym krokiem. Dziesiątka osób zbiła się w jedną gromadkę. Z ust Roszpunki wydobył się pisk. Jeden z koni parsknął głośno, patrząc na nią, a ona umilkła.
 - Mrok... - ktoś szepnął. Nagle Ania podskoczyła.
 - Jack? Skąd ty tu... przecież.... ja już nic nie rozumiem. - powiedziała. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i zmarszczył brwi.
 - O co ci chodzi? - zapytał.
 - Jack, później ci wyjaśnię, ale na razie... chwila! Gdzie są te poczwary? - zapytała Elsa. Miała rację. Konie po prostu rozpłynęły się w powietrzu.
 - Szpiegi. Mrok wysłał je, aby nas odnaleźć. Wygląda na to, że każdy z nich trafił. - powiedział białowłosy. - No to teraz gadać, co się stało? Ostatnie co pamiętam to, że obudziłem się na stosie trupów. Ze strachu zleciałem i zobaczyłem ciebie, Punzie. Ale zapomniałem kim jesteś. A potem jakbym stracił przytomność. A teraz poczułem gorąco w rękę, jakby się paliła i... auć! Istotnie, tak było! - wrzasnął pokazując osmaloną dłoń.
 - Więc to dlatego... ale zaraz, kto użył ognia? - zapytała Elsa.
 - A może inaczej. Kto stał tak, aby móc go dotknąć? - przeinaczył pytanie Astaroth. Ania, Undertaker i Luna podnieśli dłonie.
 - Aniu, gdzie stałaś? - zapytała jej siostra. Rudawowłosa podeszła do Jack'a i pokazała, że stała przed nim i trochę z lewej.
 - Ale cały czas trzymałam cię obiema rękami. - powiedziała.
 - Jest jeszcze możliwość, że puściłaś bąka tak mocnego, że ci się spódnica zapaliła. - zachichotał Jack. Anka zrobiła się czerwona ze złości i chciała go uderzyć, ale Astaroth ją odciągnął i trzymał cały czas.
 - Undertaker... - zaczął Piotruś.
 - ...wisiał na jakimś patyku po jego drugiej stronie. - dokończył Grell. - Niemożliwe, żeby to zrobił.
 - Luna? - z zaskoczenia demon puścił Anię, a ona przywaliła Jack'owi w twarz. Chłopak bez oporów jej delikatniej oddał. Zaskoczona dziewczyna zatrzymała się. Wtedy białowłosy przerzucił ją przez ramię i odleciał.
 - Jack, stój! - zawołała Elsa, ale nie posłuchał.
 - Siostra, ty...
 - Tak, to prawdopodobnie ja. Zdenerwowałam się i przez przypadek dotknęłam jego ręki. - wyjaśniła czerwonowłosa rumieniąc się.
 - Chyba ten ogień przelazł ci z dłoni na policzki. - zachichotał Astaroth.
 - Nie gniewasz się?
 - A o co? Wow! Masz moc ognia! Czy to nie cudowne? W końcu ci się objawiła! - zawołał ze szczęścia i przytulił ją. Luna nie zapanowała nad mocą i podpaliła mu podkoszulek.
 - Astaroth! Ty... ty się fajczysz! - krzyknął Piotruś. Chłopak oderwał się od siostry i szybkim ruchem ściągnął górną część ubrania, rzucił o ziemię i podeptał. Ogień zgasł, ale podkoszulek nie nadawał się do noszenia.
 - Luna, no weź. Ja wszystko rozumiem, ale żeby własnego brata rozbierać? - zachichotał rozbawiony demon.
 - Sam się rozebrałeś. - zawtórowała mu dziewczyna. Chłopak spojrzał w dół, pisnął, jakby dopiero co zdał sobie sprawę, że jest wpół nagi i zasłonił się najbliższą osobą, czyli Elsą.
 - Elsuś, skarbie, użyczysz mi swojego podkoszulka? - powiedział ze śmiechem.
 - Co? Niee! - krzyknęła blondynka i złapała swój brzuch, aby uniemożliwić ściągnięcie ubrania.
 - Och, braciszku, ale o co ci chodzi? Zawsze gadałeś, że jest ci gorąco. - zachichotała czerwonowłosa.
 - Głupawka jej się włączyła, czy co? Wcześniej cały czas była poważna. - stwierdził uśmiechnięty Czkawka. Nagle obok niego stanął lekko uśmiechnięty Jack i podparł się swoim kosturem.

 - A ci co wyprawiają? - zapytał patrząc na Lunę, która obrzucała brata ziemią, ale on chował się za Elsą i to ona dostawała. Czerwonowłosa przepraszała i dalej próbowała trafić. W końcu Astaroth wychylił się lekko i zaraz schował przed garścią piachu. Spojrzał jak spada na ziemię i ponownie wychylił się i zaczął śmiać. Luna rzuciła w niego kolejną garścią tym razem trafiając mu do buzi. Natychmiast się zamknął i wypluł piach na Roszpunkę, a ona otarła twarz, wzięła patelnię i zaczęli się gonić.
 - Gdzie Anka? - zapytał Piotruś.
 - Kto? A Anka... eeee... gdzieś. - wyszczerzył zęby. W tym momencie Astaroth przebiegł koło niego krzycząc: "Uważaj!", ale zanim chłopak zajarzył o co mu chodziło, dostał patelnią i poleciał na ziemię.
 - Ups, sorry. To nie było w ciebie. - powiedziała Roszpunka, wzięła przedmiot i pobiegła za demonem. 
 - Taa, spoko, przecież nic się nie stało. - wymruczał z ironią Jack.

***

 - Luna.... - odezwał się łagodnie męski głos. - Proszę, pomóż mi...

***

 - Stoop!! - krzyknęła czerwonowłosa. Wszyscy zamilki, spoważnieli i zatrzymali się. - Nie przyszliśmy tu po to, żeby się wygłupiać. Musimy ruszyć za nim. Pamiętajcie, co należy zrobić.
 - No, przepraszam, ale ja nie załapałem się na wojnę z piekła rodem. - odezwał się Piotruś.
 - Dołączając do podróży, jednak tak. - warknął Astaroth.
 - Dobrze, Jack, przyprowadź Anię i ruszamy. - zgodziła się Elsa. Białowłosy przewrócił oczami, ale kiedy ujrzał jej poważny wzrok, natychmiast poleciał po nią. Po kilku minutach czekania zjawił się, ale sam.
 - Miałeś ją przyprowadzić. - zdenerwował się Astaroth.
 - Nie ma jej. Ona... ona... zniknęła! - wydyszał chłopak.
 - Co? To niemożliwe! Musi tam być! Szukałeś dokładnie? - wołała histerycznie blondynka.
 - Uspokój się. Na pewno ją znajdziemy. - Luna położyła dłoń na jej ramieniu. Frost pokręcił głową.
 - Myślisz, że dlaczego zajęło mi to tak długo? 
 - Tylko 8 minut. - wtrącił się Piotruś.
 - Jak na moją prędkość, to długo. Poza tym, pozostawiłem ją zaledwie kilkanaście metrów stąd, w miejscu, w którym nie było żadnych szpar, drzew, krzewów. Zero kryjówek lub pułapek.
 - Więc jest tylko jedno rozwiązanie. - stwierdziła Luna i rozejrzała się po wszystkich. - Ktoś ją porwał.

***

 Hejka wszystkim! Co tam u was słychać? Ten rozdział nie należy do tych, z których byłabym strasznie dumna, ale wszystko co zamierzałam tu przedstawić, jest. Więc mam nadzieję, że wam się spodoba. Pamiętam, że pod którymś rozdziałem obiecałam, że przy jakimś następnym ze śmiechu nie wstaniecie z podłogi. Jak na razie nie szykuje się, że następny rozdział będzie właśnie tym, ale do 30 rozdziału gdzieś taki wystąpi. Którą Lunę wolicie? Tą poważną, czy uśmiechniętą. Wierzcie mi, że ma swoje powody dla których tak się zachowuje. Hmmm, to może teraz krótki zwiastun następnego rozdziału?

 - Coś ty jej zrobił! 
 - Ależ nic. To co zamierzam zrobić jest dużo ciekawsze.

 - Nie, nie odchodź! Wiadomo, każdego irytowało twoje zachowanie, ale zdążyliśmy się przyzwyczaić. Nawet cię polubiłem! Przyjrzyj się moim oczom. Czy gdybym cię nienawidził, byłyby w nich łzy?

 - Gdzie on jest?
 - On... odszedł.
 - Znaczy zdradził nas? Zabiję go!
 - Nie musisz. Już jest martwy.

 - Co? Tyle dla ciebie zrobiliśmy. Tyle razy się poświęcaliśmy. On nawet umarł broniąc cię, a ty śmiesz jeszcze mówić takie rzeczy? Jak ci nie wstyd! Jesteś...
 - Dosyć! <plask!> 

 Do następnego!

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 18 "Shadow"

 Luna cofnęła się krok do tyłu zaskoczona i przerażona. Zakryła ręką usta. Grell rozejrzał się, podrapał po głowie i oglądnął łańcuchy.
 - Ach, z jaką siłą zostały one rozerwane. To nieprawdopodobne, przecież są zaklęte. No chyba, że gdzieś mają metkę : Wyprodukowano w Chinach. To wtedy rozumiem. A ty co mnie kłamiesz? - zwrócił się do dziewczyny. - Spokojnie podziwiałem piękny rysunek, a ty przylazłaś i przyprowadziłaś mnie tutaj, że niby trzeba rozciąć łańcuchy. Napaliłem się już, a tu co? Kompletnie nic. Tak żem sobie pociął, że aż podziwiam chińskie podróbki łańcucha. Nie no, to osiągnięcie godne conajmniej Nobla. - zakpił.
 - To, to niemożliwe. - wyszeptała przez palce.
 - Haha, możliwe. Co ty, nie wiesz, że u skośnookich wszystko jest możliwe? Wszystko mają, a jak nie mają to zrobią, a jak nie zrobią to znaczy, że już to mają.
 - N-nie o to chodzi. Grell? - odwróciła się w jego stronę.
 - Tak? - zapytał z wyrazem powagi i ciekawości.
 - Pamiętasz... legendę o... nie, to głupie. Zapewne nic nie zrozumiesz. - spuściła głowę na dół.
 - Dlaczego? Dlaczego wy wszyscy myślicie, że jestem jakimś idiotą, co to nigdy niczego nie rozumie? Chciałaś mi powiedzieć, czy słyszałem legendę o Shadow. Tak, i wiem, że jest prawdziwa. Jestem też świadomy, że to jego ciało tu było, a teraz bezgłośnie w przeciągu zaledwie kilku sekund on ożył i wydostał się z łańcuchów. - odparł szybko czerwonowłosy. - Zaskoczona, że jestem świadomy co tu się dzieje?
 - Yy no tak... znaczy nie! Ale... ugh. Nie czas teraz na to.
 - Tak, wiem. Musimy go odnaleźć, czyż nie? Bo jeśli nie, to on przybierze na sile i zaatakuje, czyż nie? Jeśli już tego nie zrobił.
 - Czyż nie?
 - Przestań cały czas powtarzać to "czyż nie?" - warknęła Luna.
 - Dopiero dwa razy powiedziałem.
 - 3 razy. Naucz się liczyć.
 - Ale to nie byłem ja. Ten trzeci raz.
 - Jeśli nie ty, to kto?
 - Odpowiedź jest prosta. - odezwał się ten sam głos i w świetle mignęły jasnoniebieskie włosy.
 - Shadow! - krzyknęła przestraszona czerwonowłosa. - Grell... - odwróciła się w jego stronę, ale Żniwiarza tam nie było. Spojrzała do tyłu. Był już przy wyjściu. Odwróciła się z powrotem do przodu. Chłopak zniknął. Luna rozszerzyła oczy i wybiegła ze świątyni. - Uciekajcie stąd! Ukryjcie się! - wołała.
 - Ale o co chodzi? - zapytał Czkawka próbując ściągnąć z siebie Anię, która ze strachu wdrapała mu się na plecy.
 - Po prostu zróbcie coś żeby tu nie być! Szybciej! Shadow się zbudził! - krzyknęła. Tym razem poskutkowało. Astaroth przyciągnął Elsę i Roszpunkę, prawie niezauważalnie rozwinął wielkie czarne skrzydła pokryte skórą i zniknął z nimi. Piotruś złapał Czkawkę z uwieszoną na nim Anną i poderwał się do szybkiego lotu między chmurami. Grell uniósł Undertaker'a i podążył za blondynem. Luna rzuciła się na Shane'a, zasłoniła go swoim ciałem, podobnie jak brat rozwinęła swoje czerwone skrzydła i znikła. Rodzeństwo Darkness pojawiło się, w tym samym odstępie czasu od siebie, co znikło, dokładnie tam, gdzie się zatrzymała reszta.
 - I co teraz? - zapytał Astaroth. - Przed nim już nie uciekniemy. Również podejmując z nim walkę skazujemy się na przegraną.
 - Więc co zrobimy? Nie uciekniemy. Nie będziemy walczyć. Co w takim razie nam pozostaje? Poddać się? Pozwolić, aby nas zabił? Jemu to na pewno nie zrobi różnicy. - wołała zrozpaczona Punzie.
 - Może jeśli połączymy siły, to uda nam się przynajmniej go jakoś ogłuszyć, na ten okres czasu, aż nie dotrzemy do... waszego teraźniejszego celu. - zaproponowała Elsa.
 - Elsa! Pamiętaj, że ja i Czkawka nic nie potrafimy. Ty nie panujesz nad swoją mocą. Piotruś... och, on ma dopiero 12 lat i tylko latać umie. Shane... nie wiadomo co potrafi. Grell... no dobra... umie latać i ma piłę... Undertaker... co on właściwie umie? Lunie moc się jeszcze nie objawiła. Pozostaje Astaroth, a przecież ktoś musi nas chronić.
 - Hej! Jestem jeszcze ja! - krzyknęła Roszpunka.
 - Straciłaś swoje cudowne włosy. Już nie ma z ciebie pożytku. - odparł Grell. - Ale co ja tu widzę? Naprawdę dołączyłem się do tak słabej grupy?
 - Ciekawe jaką siłą ciebie obdarzyli. - burknął Czkawka.
 - Nie, Grell, oni tylko się boją. Naprawdę są bardzo silni. - powiedział Undertaker. - A wy pamiętajcie, kiedy pokażecie słabości, on straci zainteresowanie wami. Wtedy gotów jest was zdradzić, a nawet zabić.
 - Zabić? Czym? Tą swoją piłką? - zadrwił Shane. - Na pewno nie mnie.
 - A kogo niesie kobieta? - zachichotał Piotruś.
 - Nie lekceważ go. - wtrąciła się Luna. - Chodźmy.
 - Po pierwsze: lećmy. Po drugie: czemu ty lecisz na ziemię, z której przed chwilą uciekliśmy? - zapytała Ania, ale czerwonowłosa zignorowała ją. Wszyscy ruszyli za nią. Po chwili stali na ziemi, kilkanaście metrów od świątyni.
 - Dobra, załatwmy to pokojowo. Wyjdę pierwsza i spróbuję się z nim jakoś dogadać. Kiedy on zaatakuje, wy przyjdzcie mi z pomocą, ale tak, żeby was nie zauważył, jasne? - wyjaśniła Luna. Wszyscy przytaknęli. Dziewczyna wstrzymała powietrze i wyszła zza skał. Podeszła do schodów świątyni i zatrzymała się. Wypuściła powietrze i rozejrzała się. Nikogo nie było. - Wyjdź! Pokaż się! Wiem, że tu jesteś, Shadow, i nie próbuj żadnych sztuczek.
 - Sztuczek? Ha-ha-ha-ha-ha! - roześmiał się. - To raczej ty używasz sztuczek. Tak, powiedz mi, czym ty zamierzasz się bronić? Bo chyba nie patyczkami?
 - Jeśli zajdzie taka potrzeba, to mogę wszystkim. A teraz bądź mężczyzną i wyjdź z ukrycia!
 - Kto powiedział, że się kryję? - chłopak wyszedł z cienia skał. - Po prostu ty mnie nie widzisz. Ale teraz przejdźmy do rzeczy. - uniósł dłoń i zgiął lekko palce. Na gardle dziewczyny zacisnęła się niewidzialna siła, która poddusiła ją i uniosła metr w górę. Luna zaczęła się krztusić i z całych sił próbowała oderwać tą moc ze swojej szyi, lecz kiedy dotykała tego miejsca, nic tam nie było. Machała nogami bezradnie w powietrzu. Nie była w stanie wypowiedzieć słowa, nawet złapać oddechu. Chłopakowi najwyraźniej sprawiało to przyjemność, bo uśmiechał się patrząc na jej cierpienie. W końcu machnął ręką i wyprostował palce, a ciało czerwonowłosej zostało odepchnięte. Z krzykiem uderzyła w skałę i prawie mdlejąc spadła na ziemię. Widząc to, Astaroth wybiegł z ukrycia, stanął pomiędzy siostrą, a niebieskowłosym i wyciągnął dłoń.
 - Zrób tak jeszcze raz to ci kości połamię. - warknął przez zęby.
 - Spróbowałbyś tylko, Astaroth'cie. A może jednak... - zaśmiał się krótko i mrocznie, a następnie spoważniał i wychrypiał. - Midnight.
 Mina Astaroth'a zmieniła się. Od pełnej wściekłości poprzez zaskoczenie, aż do poczucia winy. Schylił głowę i opuścił rękę.
 - Tak, tak, przeszłości nie zmienisz. Ale pamiętaj: Zanim rozpoczniesz wojnę, lepiej wiedz o co walczysz.* - jednym ruchem ręki otworzył ranę chłopaka, a krew spłynęła z niej obficie. - Ta rana należy do mnie. Zagoi się wtedy, gdy zechcę. I nie obchodzi mnie twój los... - przybrał wyraz twarzy pełen złości i z pogardą dokończył. - Zdrajco.


 Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Shadow zniknął w czarno-niebieskim dymie. Astaroth złapał się za ranę i klęknął z wyrazem bólu. Reszta wybiegła zza skał i chwilę później była przy rodzeństwie.
 - A-astaroth... o-o czym on m-mówił? - wyjąkała Luna. Spróbowała wstać, ale zaskomlała z bólu i opadła na ziemię.
 - Luna! Wszystko w porządku? - zapytała Elsa. Wytworzyła lód i przyłożyła do jej siniaków. Dziewczyna syknęła, lecz po chwili poczuła ulgę.
 - Gdybym miała swoje włosy... - wychlipała Roszpunka. - Szybko stanęłabyś z powrotem na nogi. W pełni sił. A tak...
 - Spokojnie, w końcu jestem demonem, więc za parę godzin będzie wszystko w porządku. - wyszeptała Luna. - Gorzej, jeśli będę mieć jakąś ranę otwartą. Wtedy nawet twoje cudowne włosy by nie pomogły. Rany zrobione przez niego... cóż, Shadow uodpornił skutki jego mocy na działanie leczące.
 - Sprawdziłam. Same siniaki. - powiedziała Elsa. Luna odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
 - A teraz gadaj, czemu nazwał cię Midnight i o co chodzi z tą zdradą. - powiedział Piotruś.
 - Kiedyś... - westchnął. - To nie wasza sprawa. Tyczy się mojej przeszłości, nie waszej. Zresztą, kom wy niby jesteście, żeby...
 - Ja jestem twoją siostrą. - zaprotestowała Luna. - A Elsa... dziewczyną, która... na której ci zależy. Chociaż nam przydałoby się wyjaśnienie.
 - Nie i koniec!! - wrzasnął chłopak wstając. Jego rana przestała krwawić i zasklepiła się. - Powiem, jeśli zechcę. To się tyczy mnie, nie was, więc dajcie mi św... spokój! - odszedł od nich parę kroków.
 - Co... - zaczęła Ania.
 - Nie pytaj. - przerwała jej czerwonowłosa i westchnęła.

***

 Hejka, siemka i dzień dobry! A oto i rozdział 18. Rany, już? Ale ten czas leci. Jak myślicie, dlaczego Shadow nazwał Astaroth'a Midnight i zdrajca? Co ich łączy? Jakie wrażenia z pierwszego spotkania z synem Szatana? 
 Do następnego!

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 17 "Przepraszam, czy my się znamy?"

 - Mrok? Ten... uch, nie skomentuję. - odparła Luna.
 - Bzdura, przecież on został wykończony przez Strażników. - zaprzeczył Astaroth. - Mam rację? - popatrzył po reszcie. Elsa, Anna i Roszpunka nie wiedziały o co chodzi, Czkawka wzruszył ramionami, Luna westchnęła, Undertaker rozpalił ogień i zaniósł go tubylcom, Grell poszedł za nim gadając o czereśniach, a Piotruś wyglądał jakby bił się z myślami. - Znowu nikt nic nie mówi? - zawołał histerycznie ze wściekłą miną, a następnie potulnie pochylił głowę w dół i wymruczał: - Czuję się olany przez wszystkich.
 - Ty i te twoje humory. - westchnęła ponownie Luna.
 - A ty przestań się zachowywać jakbyś była nie wiem jak doświadczona i najstarsza z wszystkich! To ja jestem twoim starszym i bardziej doświadczonym bratem! Ty jesteś demonem dopiero od kilku dni, może tydzień.
 - Ktoś musi zachować powagę i zimną krew kiedy ty zachowujesz się jak... och, poprawka, kiedy ty jesteś postrzelony.
 Astaroth warknął, ale nic się nie odezwał. Tymczasem ciała zajęły się ogniem, który po chwili zgasł. Jack otworzył oczy i usiadł. Otarł twarz z pyłu. Nagle zorientował się na czym siedzi i z wrzaskiem podskoczył tak, że stoczył się na ziemię. Jego wrzask zwrócił uwagę reszty. Wszyscy spojrzeli na niego.
 - Jack! - krzyknęła Roszpunka i podbiegła do niego. - Jack, nic ci nie jest? Boże, jak się cieszę, że żyjesz! - z radości chciała go uściskać, ale on odsunął ją i wstał.
 - Nie wiem kim jesteś, a zwykle nie gadam, ani tym bardziej nie przytulam się z ludźmi, których nie znam. - odparł.
 - Co? Jack! Co ty mówisz? Przecież mnie znasz. To ja, Roszpunka. Nie pamiętasz mnie?
 - Roszpunka, Roszpunka, nie jakoś nie mogę sobie przypomnieć takiego imienia. Ale możesz mi wytłumaczyć co to za trupy?
 - O co tu chodzi? Dlaczego on mnie nie pamięta? A... a pamiętasz Lunę? Astaroth'a? Elsę? Annę? Czkawkę? Piotrusia? Dzwoneczka? Barwinkę? North'a? Ząbka? Easter'a? Piaska? Undertaker'a? Grell'a? - z każdym wypowiedzianym imieniem chłopak kręcił głową. Zastanowił się nad imieniem czerwonowłosego.
 - Grell? Hmm Grell... Chyba gdzieś.... ach no tak! Ej, ale chyba nie Grell Sutcliff? - zapytał.
 - Ktoś mnie wołał? - zapytał Żniwiarz.
 - O mój... - wyjąkał białowłosy. - Zabierzcie go ode mnie! - krzyknął i miał zamiar pobiec przed siebie, kiedy natknął się na Undertaker'a. - A-a ty to kto?
 - Och, pozwól, że się przedstawię. Undertakerus pospolitus. Potocznie Łyżka. - obdarzył go jednym ze swoich przerażających uśmiechów.
 - Jack... - szepnęła Roszpunka. - Twoje włosy i bluza zmieniły kolor. Są... czarne.
 - Czemu ciągle nazywasz mnie Jack? - zapytał chłopak i spojrzał na nią. Jego skóra była ciemniejsza, a oczy stały się złote.

 - Bo tak masz na imię! - krzyknęła dziewczyna. On pokręcił głową.
 - Jeśli już chcesz wiedzieć, to jestem Shane Flame.* - odparł.
 - Co? Ej, nie wygłupiaj się. - warknął Piotruś.
 - Rozdwojenie jaźni. - stwierdził Astaroth.
 - Tak myślisz? - spytała Elsa. Demon kiwnął głową.
 - Spójrzcie na jego włosy, oczy, karnację i bluzę. Takich rzeczy nie da się zmienić w sekundę. Poza ubraniem, ale on przecież nie posiada innych. Poza tym... - podszedł do Undertaker'a. - Coś ty mu zrobił?! Wytworzyłeś w nim drugą osobę, jego kompletne przeciwieństwo.
 - Tylko pod względem mocy i wyglądu. Charakter ma podobny. Jednakże wątpię... chwila, czy on w kimś się zakochał? - wszyscy pokręcili głowami. - A jest tu ktoś kto ma u niego największe szanse. - wszyscy spojrzeli na Elsę. Blondynka zarumieniła się. - A którą z was najmniej lubi? Albo nienawidzi? - ręka Luny podniosła się do góry. - A więc mamy problem. Sprawy sercowe przedstawiają się tak: Jack Frost jest zakochany w Elsie i nienawidzi Luny. Ale jego alter ego, Shane Flame, kocha Lunę, a nie cierpi Elsy. Rozumiecie? - każdy kiwnął głową.
 - A co zrobić, żeby z Shane'a zrobić Jack'a? - zapytała Ania.
 - Otoczyć go ogniem.
 - A na odwrót?
 - No proste. Lodem.
 - Elsaaaaa!! - zawołała Punzie. - Proszę, przywróć Frosta z powrotem.
 - Co? Nie! Nawet się nie zbliżaj. Nie chcę cię w odległości conajmniej kilometra. Słyszysz mnie? Sio! Nie chcę cię! Którego słowa nie rozumiesz? O nie, nie nie nie nie. Mamooo!! Ja chcę do domu!! Tam jest bezpiecznie! Naprawdę tego pragnę!! - w tym momencie zatrzęsła się ziemia. - A to co takiego? Teraz już naprawdę chcę do domu.
 Za nim ziemia się rozstąpiła i na powierzchnię wysunął się biały budynek ze złotymi zdobieniami. Otaczał ją blask mimo że słońca nie było widać.
 - Świątynia Światła. - wyszeptały równocześnie Elsa, Anna i Luna. Jeden z tubylców krzyknąl coś w ich dziwnym języku, co zabrzmiało jak: "Gualla Kacibana!" pokazując na budynek i uciekł a reszta za nim. Ciała ludzi stoczyły się do dziury, a ta się zasklepiła.
 - Chodźmy! - krzyknął Astaroth i w mgnieniu oka znalazł się przy wejściu u szcxytu schodów. Obk niego zjawiła się Luna. Po chwili reszta dobiegła. Stanęli wszyscy w szeregu. - Wchodzimy?
 - Poczekaj! Pojedynczo. - powiedziała i podeszła do drzwi. Same się otworzyły. Ukazał się świetlisty korytarz, ale na jego końcu było zupełnie ciemno. - Tam jest Ołtarz Czystości. I jest tam również Shadow. - westchnęła i ruszyła, ale odbiła się od niewidzialnej ściany. - Co to ma być? - wysoko przed nią ukazały się litery.
 Luna Darkness. Lat 18. Demon. Rodzina: brat, Astaroth. Sympatia: brak. Czystość: naruszona. Imię: Shadow.
 - Chwila! Luna, nie mów, że robiłaś to z nim! - zawołał jej brat. Czerwonowłosa pokręciła głową. - A więc myśli.... Co? Luna! Ty zboczeńcu! - zachichotał, a policzki siostry przybrały kolor jej włosów.
 - Ja nie mogę wejść. - cofnęła się. - Wy spróbujcie.
 - No nareszcie nie będziesz mi zawadzać. - stwierdził Astaroth, przeciągnął się i ruszył raźno do wejścia. Położył dłoń na niewidzialnej barierze.
 Astaroth Darkness. Lat 21. Demon. Rodzina: siostra, Luna. Sympatia: Elsa. Czystość: naruszona. Imię: Grell.
 - Co?!?! - wrzasnął patrząc na ostatnią informację. - Przecież ja nie.... och, już wiem. Kiedy byliśmy u Undertaker'a, Grell mówił mi ile rzeczy moglibyśmy razem robić, a ja od razu o tym.
 - Budowanie zamków z piasku tak cię irytuje? - zapytał zaskoczony Grell.
 - Eee.... co?
 - No o tym mówiłem wtedy.
 - Ahaa. - Astaroth cofnął się. Następny poszedł Czkawka.
 Czkawka Haddock. Lat 20. Człowiek. Rodzina: ojciec, Stoick. Sympatia: Astrid. Czystość: naruszona. Imię: Astrid.
 - No co? - zarumienił się. - W końcu to moja dziewczyna.
 - To fakt. - przyznał mu rację Piotruś. - Teraz ja!
 - Nie. Można tam wejść tylko pełnoletnim. - odparła Luna.
 - Też coś. Pfff.
 Potem była Elsa.
 Elsa Arendell. Lat 21. Człowiek. Rodzina: siostra Anna, kuzynka Roszpunka. Sympatia: brak. Czystość: naruszona. Imię: Jack.
 - Co? - pisnęla zaskoczona.
 - No, siostra, ale masz myśli. - zaśmiała się Ania. -Teraz ja.
 Anna Arendell. Lat 18. Człowiek. Rodzina: siostra Elsa, kuzynka Roszpunka. Sympatia: brak. Czystość: naruszona. Imię: Hans.
 - Ups. Hahah.
 Potem Roszpunka.
 Roszpunka Corona. Lat 18. Człowiek. Rodzina: kuzynki Elsa i Anna, rodzice. Sympatia: Jack. Czystość: naruszona. Imię: Jack.
 Punzie zarumieniła się, ale nic nie powiedziała. Dziękowała Bogu, że to Shane tu jest. Następnie poszedł Undertaker.
 Undertaker. Lat 25. Grabarz, emerytowany Żniwiarz. Rodzina: brak. Sympatia: brak. Czystość: nienaruszona. Brak wstępu. Powód: Grabarz.
 - Ty masz dopiero 25 lat? Rany, wyglądasz na 80! - powiedziała Ania. Szarowłosy spojrzał na nią z poważną miną.
 - No dziękuję ci bardzo. - warknął z fochem, a potem zaczął się śmiać przerażająco. Rudawowłosa odsunęła się.
 - No to kolej na mnie. - stwierdził Shane. Podszedł do bariery. Pojawiły się 2 tabliczki informacyjne.
 1. Shane Flame. Lat 321. Duch ognia. Rodzina: brak. Sympatia: Luna. Czystość: nienaruszona. Brak wstępu. Powód: Jack Frost.
 2. Jack Frost. Lat 321. Duch zimy. Rodzina: brak. Sympatia: Elsa. Czystość: naruszona. Imię: Elsa.
 - Teraz ja! Teraz ja! Pozwólcie mi!! Ja też chcę! Teraz ja! Proszę! - wołał Grell.
 - Przecież zostałeś tylko ty. - warknęła Luna.
 - Tak? - rozejrzał się. - A no racja.
 Grell Sutcliff. Lat 20. Źniwiarz. Rodzina: brak. Sympatia: brak. Czystość: nienaruszona. Możliwość wstępu.
 - Co? On nigdy nie pomyślał...? A te wszystkie odzywki? - wyjąkał Astaroth.
 - Choroba. - odparła Roszpunka. - Grell, tylko ty możesz tam wejść.
 - Tylko ja? Ach, to cudownie! - uradował się.
 - Posłuchaj, masz dojść do tego ciemnego miejsca, uwolnić ciało z łańcuchów i przynieść je tutaj. Jasne? - wytłumaczyła szybko czerwonowłosa. Żniwiarz kiwnął głową.
 - Już lecę.
 - Stop! Ofiara. - przypomniał Astaroth.
 - A tak, jasne. - powiedział spokojnie Grell i znienacka przywalił Lunie prosto w twarz. Dziewczyna zachwiała się, spadła ze schodów i straciła przytomność. Czerwonowłosy uniósł ją. - Od zawsze chciałem to zrobić.
 - Co? Wnieść gdzieś dziewczynę? - zapytał Czkawka.
 - Nie. Przywalić jej. - zachichotał i wbiegł do środka. Zatrzymał się w połowie drogi i zaczął się zachwycać obrazkiem egzekucji. W tym czasie Luna się ocknęła.
 - Zaraz ci.... Co? Jesteśmy w... Świątyni Światła?
 - Dokładnie.
 - Grell, chodźmy. Nie mamy czasu do stracenia.
 - Popatrz tylko na ten rysunek.
 Luna przewróciła oczami i sama ruszyła dalej. Zatrzymała się przy ołtarzu.
 - Shadow... - wyszeptała. Jej oczom ukazał się chłopak o jasnoniebieskich włosach z czerwonym znamieniem na prawym policzku. Miał zamknięte oczy i był powieszony na łańcuchach. Jego ciało było lekko pobrudzone pyłem, a gdzieniegdzie były ślady zaklęcia(te neonowe siatki).


 Chciała jakoś rozerwać łańcuchy, ale nie udało jej się.
 - Grell. Piła. - wyszeptała i podbiegła do niego. - Grell, musisz mi pożyczyć swoją piłę.
 - Nie ma mowy. Ona i tak nie zadziała w twoich rękach.
 - Więc pójdziesz ze mną.
 - Ale dokąd?
 - Do celu podróży w te góry. Musisz przeciąć łańcuchy, które przytrzymują ciało Shadow.
 - Co? To o niego chodzi? Nie nie nie, w życiu. On jest przeklęty.
 - Ty też zaraz będziesz jeśli w tej chwili tego nie zrobisz!
 - No już dobrze, dobrze. To tam, prawda? - wskazał na ciemne miejsce.
 - Tak.
 Pobiegli pod Ołtarz. Wtedy doznali szokującego odkrycia. Ołtarz był pusty.


***

 Hejka, co tam u was? Bo u mnie wszystko dobrze! A oto i kolejny rozdział! Wiem, wiem, pewnie macie pretensje do mnie o to, że zawsze to co najgorsze to spada na Jack'a, ale spokojnie( nie bijcie mnie!) wszystko się wyjaśni. 
 *Shane Flame - on i Jack to przeciwieństwa. Shane Flame = Jack Frost. Po polsku:
Shane Płomień = Jack Mróz. Stąd nazwisko. No bo, nie chciałam Fire, to takie dziwne. A imię mi się spodobało jak czytałam "Wampiry z Morganville". Ok to ja kończę swoje wywody i mam nadzieję, że ten również się spodoba. Do następnego!

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 16 "Gualapagos"

 - To co? Wyruszamy? - zapytała Luna po rozwaleniu drzwi wejściowych bazy Northa. Wszyscy już siedzieli przy śniadaniu. Za dziewczyną wszedł Astaroth, a po nim Undertaker i Grell. Widząc ich, Elsa zadławiła się, Jack wypluł sok z ust prosto na Czkawkę siedzącego obok, Anna i Roszpunka przytuliły się do siebie, a Piotruś wzdrygnął się.
 - O mój Boże, cześć przystojniaku! Niech cię uściskam! - zawołał Grell i wtulił się w lustro. Luna klepnęła się ręką w czoło i westchnęła.
 - Już ruszamy. - powiedział Czkawka. - Eee, mamy coś ze sobą wziąć?
 - Zbędny balast. - odparł Astaroth prostując się.
 - Co? To co mamy jeść? - oburzyła się Anna.
 - Ty się uspokój albo ja cię zjem w podzięce za to. - warknął do niej demon wskazując na zszytą prawdopodobnie przez Undertaker'a ranę. Podziałało.
 - No to kto potrafi latać ten ręka do góry. - zawołał Jack podnosząc dłoń. Oprócz niego rękę w górze trzymali Piotruś, Astaroth, Luna i Grell. - Świetnie. Nas wszystkich jest 10. Piątka umie latać... no to się idealnie składa. - uśmiechnął się.
 - Ja biorę Elsę. - odezwał się Astaroth stając przy blondynce. Jack prychnął.
 - Nie złość się. Następnym razem... - zaczął Czkawka.
 - Wcale jej nie chciałem brać. Miałem zamiar wziąć... - Frost rozglądnął się. - Undertaker'a!
 Słysząc to, szarowłosy wypluł zawartość soku na chłopaka.
 - Ej! To był mój sok! - krzyknął białowłosy.
 - W gruncie rzeczy nadal jest. - wtrącił się Piotruś. - Ja wezmę Anię. A ty Grell?
 - Co? Ja? A kto powiedział, że będę kogoś brał? Moje dłonie się zniszczą. - burknął czerwonowłosy odwracając się z fochem.
 - Nie zachowuj się jak baba i bierz Punzie! - krzyknął Jack i uderzył go w głowę.
 - A ile tych Punzie'ch tutaj jest? - zapytał Grell widząc potrójnie dziewczynę przez uderzenie i usiadł na ziemi.
 - Luna bierze Czkawkę i możemy ruszać. - powiedziała Elsa. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i pożegnali się z North'em i Ząbkiem, która tymczasowo zamieszkała w bazie, aby mieć na oku młodych, kiedy Mikołaj by nie dał rady.
 Luna, Astaroth i Piotruś ruszyli, ale Jack i Punzie mieli pewien kłopot ze swoimi towarzyszami. Grell za nic w świecie nie chciał dotknąć Roszpunki, bo nie miała na sobie nic czerwonego, a nawet jeśli to jej nie pasował. Undertaker stwierdził, że ma lęk wysokości i po prostu gdzieś sobie poszedł.
 - Nosz kur... czę! Kurczę! Gdzieś ty jest!? Ej, dziadku? - wołał.
 - Dziadku? Co ty pleciesz? Under-chan nie ma nawet trzydziestki. Dopiero 25 lat. - odparł Grell.
 - Czekaj, co? To... to coś siwego ma mieć niby 25 lat? Na głowę upadłeś? - krzyknął zaskoczony Frost.
 - Uspokójcie się! Grell, jak mnie weźmiesz to... pozwolę ci spędzić z Astaroth'em cały dzień. - uśmiechnęła się.
 - Calutki?
 - Tak.
 - Motywacja na maksa! Lecimy! - zawołał, złapał dziewczynę i poleciał za resztą.
 - Undertaker! Gdzie ty jesteś? Ej, to nie jest śmieszne! Po co tu przyszłeś skoro... - zauważył szarą nitkę. Złapał ją ale ona okazał się o wiele dłuższa. Szedł powoli robiąc coraz większy kłębek, aż w końcu odszedł bardzo daleko od bazy. Wtedy potknął się o jakiś zamarznięty kamień i wpadł do dziury. Wypuścił nitkę i kostur z rąk. Po chwili z głuchym tąpnięciem wylądował na śniegu i zemdlał.
 Tymczasem Grell i Roszpunka już dogonili resztę.
 - Gdzie są Frost i Under-coś tam? - zapytała Anna.
 - Bawią się w berka, a co? - odparł czerwonowłosy.
 - Och, fajnie, a tak na serio?
 - No na serio. Under-chan gdzieś uciekł, a Jack-chan pobiegł za nim. To się nie nazywa berek?
 - No w sumie. - dodał Czkawka trochę zawstydzony, bo niesie go przerzuconego przez ramię dziewczyna.
 - Daleko jeszcze? - zapytała Ania.
 - Wiedząc gdzie są te góry i odejmując drogę, którą już przebyliśmy i... ups! - Grell zaczął liczyć na palcach i nie zauważył jak Roszpunka wyślizgnęła mu się z rąk. Kiedy się ocknął, złapał ją za włosy i kontynuował liczenie. Czkawka, Anna i Piotruś wybałuszyli oczy, Luna przewróciła oczami, a Astaroth spytał złotowłosą czy wszystko w porządku.
 - Nie, no coś ty, nie przejmuj się mną. Całkiem przyjemnie mi się wisi. - burknęła z ironią Roszpunka trzymając się swoich włosów jak liny. Wszyscy się zatrzymali.
 - Wychodzi na to, że zostało nam jeszcze jakieś... ej, a złożycie mnie w ofierze? - zapytał z entuzjazmem i nadzieją czerwonowłosy. Tym razem każdy z nich spojrzał na niego z rozszerzonymi oczami i otwartymi ustami. Na ich twarzach wypisane było przerażenie i zdziwienie. - No co? To jest takie dziwne? Kocham umierać! Zrobiłem to już chyba 30 razy! Zrobiłbym więcej ale byłem okropnie zajęty. Praca Żniwiarza to nie obijanie się, niestety. - westchnął.
 - Koleś! Ciebie normalnie popie.... ekhem... znaczy się.... pogibało! Oszalałeś? - krzyczał Piotruś. - Niee, on jest nienormalny. Ty naprawdę chcesz umrzeć.
 - A co w tym złego? Jakoś tyle osób na tym świecie umiera i dotąd się tym nie przejąłeś. - odparł z uśmiechem Grell.
 - Co to znaczy Żniwiarz? - zapytał Czkawka.
 - Naprawdę ciebie tylko to obchodzi? - zapytała zszokowana Elsa.
 - Nie, ale jeśli to słowo ma kluczowe znaczenie w tym wszystkim to...
 - Tak, jasne, na pewno. - warknęła Anna. - Błagam, Astaroth, Luna, powiedzcie mu coś albo oszaleję! - zawyła. Rodzeństwo Darkness byli bardzo spokojni i wręcz rozbawieni tą sytuacją.
 - Żniwiarz to taka osoba, która przychodzi do człowieka w chwili jego śmierci. Ogląda całe jego życie i to on decyduje, czy dana osoba będzie dalej żyć, czy umrze. On sam jest nieśmiertelny. Nawet jeśli ktoś go zabije, to zreinkarnuje się w ciągu kilku minut. Chyba że... - tu Luna przerwała.
 - Chyba że co? - zapytał Czkawka.
 - Chyba że osobą, która go zabije będzie inny Żniwiarz. Emerytowany też się liczy. - dodał Astaroth.
 - Świetnie. Czyli niebezpieczeństwo minęło. Nie mamy tu żadnego innego Żniwiarza. - uśmiechnęła się Ania.
 - Yyy... a Under-chan, to co? Obraz? - powiedział Grell.
 - Nie no trzymajcie mnie! Kim jeszcze jest ten staruch? Cesarzem? Bogiem? Nie dość, że Grabarz, to jeszcze Żniwiarz! - krzyknął rozzłoszczony granatowowłosy.
 - Emerytowany. - wtrącił się czerwonowłosy.
 - Ale Żniwiarz! Niech go cholera weźmie! Piorun spali! Diabły wezmą! Niech go ktoś klątwą obarczy! Nienawidzę go! Nie będzie żaden stary dziad decydował o mojej śmierci! Nigdy! Przeklęty siwek z lubością do ludzkich odnóży! Wiem! Złożę go! Złożę go ja! I to nawet w tej chwili bez tych cholernych gór, popierdzielonej świątyni i przeklętego ołtarza. I niech mnie ten cały Shadow w dupę pocałuje! - wrzeszczał jak opętany uprzednio oddając Elsę siostrze.
 - Uspokój się! Możesz później pożałować tych słów. - warknęła surowo Luna.
 - Nie ob.... - zaczął Astaroth, lecz urwał patrząc ze zdumieniem przed siebie.
 - O co chodzi? - zapytała Anna.
 - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! - wrzasnęła Roszpunka, która nic nie słyszała z ich rozmowy oprócz krzyków demona. - Jaaaaaack!!! - zawołała patrząc na jego ciało leżące na stosie innych, które zostało polane jakimś brązowawym płynem przez dziwnych ludzi ze spódnicami z siana. Niedaleko tej grupki siedział Undertaker próbujący rozpalić ogień.
 - Co? Ale skąd on tam...? Undertaker? - pytał Czkawka.
 - Góry Gualapagos. - powiedziała spokojnie Luna patrząc na wierzchołki. Następnie spojrzała na to co działo się kilkanaście metrów przed nimi. - Szybko! - krzyknęła lecąc prosto w grupkę tubylców. Reszta ruszyła za nią. Wylądowali na ziemi. Roszpunka chwyciła swoje włosy, naciągnęła je jak linę i wycelowała w Grabarza. Szarowłosy nie zauważyl jej i został związany jej długimi złotymi pasmami, dzięki temu nie mógł już rozpalić ognia.
 - Co ty wyrabiasz?! Myślałam, że jesteś po naszej stronie. - warknęła Luna podchodząc do niego. Nagle Grell zrobił szybki ruch tuż przy ciele Undertaker'a. Czerwonowłosa zatrzymała się. - A tobie co odwaliło? - zapytała.
 - Moje włosy... - wyszeptała Roszpunka biorąc do ręki brązowe pasma, które zaledwie kilka sekund temu były złote. Straciły swoją moc poprzez ścięcie ich.
 - Grell, coś ty najlepszego zrobił?! - warknął Astaroth. - Wiedziałem, że tej dwójce nie można ufać.
 - Ja tylko bronię Under-chana. - odparł Sutcliff.
 - A on... - demon podszedł do szarowłosego. - Jesteś chory!
 - Chory, chory, chory. - Grabarz przyłożył otwarte dłonie do policzków i pokręcił głową ze zmartwieniem. - Tak, jestem chory. Wszyscy jesteśmy. Każdy Żniwiarz, nieważne czy emerytowany, czy nie. My umieramy. Przez niego. - wskazał nieokreślony kierunek, jednak wiadomo było, że to nie chodziło o nikogo z obecnych tutaj.
 - Czy on coś ćpał? - zapytał Piotruś.
 - Jak możesz tak mówić! Under-chan to najinteligentniejszy Żniwiarz, człowiek, w ogóle najinteligentniejsza osoba, która kiedykolwiek chodziła po ziemi, zaraz po Założycielu, Anastasii, Hastnigs'sie i Amelie. A więc 5. z 13 Twórców. - oburzył się Grell.
 - Coraz bardziej się w tym gubię. - powiedział cicho Czkawka.
 - A moje włosy? A Jack? - pytała Roszpunka.
 - Ty naprawdę myślisz, że to jest benzyna? - warknął Undertaker machając przed jej twarzą jedną z tych butli, których zawartością oblali stos tubylcy. - Patrz! - wylał na dłoń, zapalił zapałkę i rzucił na rękę. Dłoń natychmiast zajęła się ogniem, ale skóra nie paliła się. Po chwili płomien zgasł. Wtedy szarowłosy wyjął sztylet i przeciął skórę, która natychmiast się zagoiła nie pozostawiając tam żadnej blizny. - Przyśpiesza reinkarnację.
 - Co to jest benzyna? - zapytała Elsa.
 - Benzyna to taki płyn. Jest łatwopalny, ale dzięki niemu jeżdżą samochody, czyli te maszyny, które widziałaś przed domem Undertaker'a. - wytłumaczył Astaroth.
 - Ale ci tubylcy myślą, że to tym płynem oblali te ciała. Wystarczy podpalić stos, a wszyscy zmartwychwstaną, a Jack'owi się przyspieszy reinkarnacja. - dodał szarowłosy.
 - To on nie żyje? - zapytała Punzie.
 - Został rozszarpany przez jakieś dziwne czarne "cosie". Wyglądało to jak koń, ale... eee nie wiem. - machnął ręką.
 - Undertaker specjalizuje się w składaniu ciał do kupy. - powiedział Grell.
 - Ale... on nie próbował się bronić? - zapytała Elsa.
 - Jego kostur leżał kilkadziesiąt metrów od strzępów jego ciała. Nie wydaje mi się żeby specjalnie ją tam rzucił. - wytłumaczył Undertaker.
 - Ale ten koń... przecież konie nie są takie niebezpieczne. - powiedziała Ania.
 - On wrócił. - powiedział ponuro Piotruś, patrząc do góry.
 - Kto? - zapytała Elsa. Blondyn odwrócił się do nich przodem i spojrzał na każdego z nich.
 - Mrok. - odparł.


***

 Hejka! Wiem, że mnie długo nie było ale już jestem. Witam z powrotem Laylę i Marti Frost ^^. Tak, dokładnie o was mi chodziło. Cieszę się, że jesteście z nami. Ale dowaliłam faktów. Zapewnie nic nie rozumiecie i jeszcze ten Mrok. Źle odebrałyście Undertaker'a. On jest dobry, ale tak jak sam gadał - chory. Grell też. Dlatego Anna, Elsa i Punzie boją się Under-chana ^^(już go kocham, Grell'a też, wszystkich kocham), a Grell zauroczył się Astaroth'em. Nie myślcie, że on jest gejem. Aha, i ja nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego o Undertaker'ze i Grell'u(oprócz tego, że są chorzy i o tych Twórcach). Wzięlam ich z anime "Kuroshitsuji" - polecam, obydwóch pokochacie i bardzo to śmieszne.  No to tyle, bo już zanudzam. To do następnego!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 15 "Undertaker"

 Anna i Astaroth ruszyli powoli przed siebie. Po chwili ciemność ogarnęła ich całkowicie. Rudawowłosa nie miała pojęcia kiedy jej oczy były otwarte, a kiedy zamknięte, natomiast demon widział świetnie. Dziewczyna kompletnie straciła orientację i skręciła gdzie indziej niż jej towarzysz. Chłopak zauważył, że jej nie ma obok i zatrzymał się.
 - Eee... jesteś tu? Jak ona miała na imię? - wyszeptał do siebie. - Ach, Anna, no tak. Aniu? Jesteś tutaj? Anka! - krzyknął.
 - Gdzie ty jesteś? Nic nie widzę. - odezwał się głos z pokoju, do którego wejście znajdowało się po lewej stronie kilka metrów za nim. Chłopak odwrócił się i ruszył przed siebie.
 - Anna, nie ruszaj się. Stój cały czas w jednym miejscu.
 - Dlaczego? Ach, rozumiem. Widzisz w ciemnościach?
 - Tak. Uff, znalazłem cię. - powiedział i stanął obok niej. Rudawowłosa wyciągnęła rękę przed siebie za szybko i uderzyła go w twarz. - Au, co cię napadło?
 - Och, przepraszam cię. Nic ci się nie stało? - zapytała przestraszona.
 - Nie, spokojnie, aż tak silna to ty nie jesteś.
 - A chcesz się przekonać? - mówiąc to uderzyła go z całej siły w nos, a on się cofnął.
 - Daj już spokój, na demona nic nie zadziała.
 Anna chcąc mu pokazać, że potrafi mu zaszkodzić, rozglądnęła się dookoła. Jej oczy przyzwyczaiły się już trochę do ciemności. Pod sobą ujrzała kawałek szkła ostro zakończony. Szybko go podniosła i machnęła nim na oślep nie trafiając. Machnęła drugi raz i przejechała mu po twarzy robiąc głęboką ranę sięgającą od lewej strony czoła, poprzez nos i policzek aż do połowy szyi. Chłopak złapał jej dłoń i wyrwał kawałek szkła.
 - Zwariowałaś? Co ja jestem diament, żeby szkło nie pozostawiło żadnych śladów? - warknął do niej.
 - O mój Boże! Przepraszam! Strasznie cię przepraszam! Naprawdę nie chciałam! Coś mną kierowało, nie myślałam trzeźwo! Bardzo boli? - zaczęła histeryzować.
 - Spokojnie, w końcu skąd pochodzę?
 - Z... piekła?
 - No właśnie! Ból sprawia, że czuję się jak w domu.
 - Naprawdę?
 - Nie! Cholernie mnie boli i zaraz cię uduszę, utopię, zakopię, odkopię, powieszę i spalę!!! Kobieto, ogarnij mózg, bo ci chyba zardzewiał!
 - No przepraszam! Nie chciałam.
 - Wiesz gdzie mam twoje przepraszam? Głęboko w...
 - Matko z córką, Astaroth! Coś ty z sobą zrobił?! - krzyknęła Luna, która stała w drzwiach z Jack'iem, a za nimi cała reszta.
 - Zapytaj się tej tam. - odparł wskazując na zapłakaną Annę.
 - Światła zapalić nie umiecie? - zapytał Piotruś przyciskając włącznik i w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Roszpunka widząc chłopaka, przepchała się przez dwojkę stojącą w wejściu, podbiegła do niego, owinęła włosy dookoła jego twarzy i bardzo szybko zaśpiewała. Lecz kiedy odwinęła włosy, na twarzy chłopaka nadal była rana, która zaczęła krwawić i pobrudziła jej złote kosmyki.
 - A-ale jak to? Przecież... - wyjąkała Punzie. Ania spojrzała na przedmiot, który trzymała w ręce. Nie pomyliła się, był to kawałek szkła, ale w środku był dziwny czerwony znak.
 - T-to j-jego szkło... - wyjąkała Luna. Wszyscy spojrzeli na nią.
 - Kogo? - zapytał Jack.
 - A więc tylko On może ci pomóc. - dodała.
 - Kto? Ale co się stało? - dopytywał się białowłosy. - Co jemu się stało?
 - Masz zapłon, Frost. - warknął Astaroth. Jack już chciał mu coś odpowiedzieć, ale zanim otworzył usta rozległ się śmiech. Zza drzwi będących naprzeciwko tych, w których stali Elsa, Jack, Czkawka, Piotruś i Luna pokazały się jasnozielone, świecące oczy.
 - Wyjdź i się pokaż! - zawołała czerwonowłosa.
 - Może by tak milej do Grabarza? Niewiadomo czy będzie kosić trawę pod twoim grobem. - zapytał głos, do którego należał śmiech. Jego ton nie był przyjemny, pomiędzy kpiną a rozbawieniem z dodatkiem czegoś co sprawiało, że głos brzmiał, jakby jego właściciel był stuknięty i jeszcze się czymś naćpał. Z mroku wyszedł mężczyzna na oko miał ze 170 cm, z długimi szarymi włosami. Na oczy opadała mu śmieszna grzywka zakrywając je zupełnie. Po prawej stronie twarzy miał małego warkoczyka. Przez policzki i nos rozciągała się blizna, taką samą miał na szyi. Jego usta były rozciągnięte w szerokim i szyderczym uśmiechu. Na głowie miał dziwny czarny cylinder. Jego paznokcie były długie i pomalowane na czarno. Był ubrany w czarno-szarą szatę.

 - Undertaker... - wyszeptała Anna.
 - Czym mogę służyć? - zapytał przerażającym tonem.
 - Under-chan, nie bądź taki niegrzeczny dla tej szkarłatnowłosej panienki. - odezwał się głos i obok szarowłosego stanął młody chłopak, mógł mieć z 23 lata. Miał długie czerwone włosy i zielone oczy. Ubrany był w białą koszulę, na to czarną kamizelkę i luźno narzucony, czerwony płaszcz. Jego zęby były w kształcie trójkątów. Na rękach miał czarne rękawiczki.


 - Ach! Cóż to za ciacha! - zawołał rozmarzonym głosem patrząc na Jack'a i Astarotha.
 - Grell. Grell Sutcliff. Nie sądziłam, że cię tu spotkam. - powiedziała Luna.
 - A ja sądziłem, że się tu spotkam. Przecież jesteśmy sobie przeznaczeni!
 - Przepraszam, co? - czerwonowłosa rozszerzyła oczy.
 - Tylko ją tknij. - warknął Astaroth stając przed siostrą.
 - Ale ja mówiłem do ciebie! - zaćwierkał Grell.
 - Chwila! A on gdzie? - zapytał Jack rozglądając się dookoła.
 - Kto? - spytał Piotruś.
 - Undertaker. Przed chwilą tu był.
 - Może tam poszedł? - Czkawka wskazał na drzwi, zza których wcześniej szarowłosy wyszedł. Luna poszła pierwsza. Za nią Elsa, Anna i Roszpunka ściśnięte w jednej grupce. Później Czkawka, Piotruś i Jack.
 - Astaroth, idziesz? - zapytał białowłosy.
 - Już, już. - odparł i ruszył przed siebie, ale w drzwiach stanął Grell i zagrodził mu przejście.
 - Ach! As-chan! Nareszcie sami! A teraz języczek!
 - Nie wiem o co ci chodzi, ale mój język jest całkiem sprawny.
 - Aaaaach! As-chan! Chcę być matką twoich dzieci! - z rozmarzenia przez przypadek odszedł trochę na bok. Astaroth wykorzystał okazję i szybko wyszedł z pokoju. Grell rozglądnął się. - As-chan? Astaroth'ku! Gdzie jesteś? Nie uciekniesz przede mną. Jestem łowcą miłości!
 Chwilę później granatowowłosy dogonił resztę.
 - Och, myślałem, że idziesz z Grell'em na randewu (nie wiem jak się to pisze xd). - zachichotał Jack.
 - Przestań. On jest stuknięty. - odparł chłopak i obejrzał się, czy przypadkem czerwonowłosy za nim nie idzie.
 - Więc, co was sprowadza w moje progi? - zapytał piekielny głos i z mroku wyłonił się Undertaker. W ręce trzymał odgryzioną przez jakieś zwierzę całą ludzką nogę. Po Anną nogi się ugięły, w ostatniej chwili Czkawka ją złapał. Punzie z piskiem schowała się za Piotrusiem. Elsa złapała się za brzuch, wybiegła z pokoju i zwymiotowała. Jack zasłonił oczy. Astaroth wzdrygnął się. Luna przyłożyła rękę do ust. Chwilę później rozległ się głos Grell'a.
 - Mam nadzieję, że to nie na mój widok. Ach! As-chan! Tu jesteś! - i w drzwiach pojawił się czerwonowłosy z piłą mechaniczną w ręce.
 - C-co ty chcesz zrobić? - zapytał Astaroth cofając się do tyłu. Dotknął ramieniem nogę trupa i natychmiast odskoczył.
 - Ach! Jesteśmy jak Romeo i Julia! Ach, As-chan, czemu ty jesteś As-chan? - powiedział z dramatyczną miną wymachując piłą.
 - Uważaj! - syknęła Luna i zwróciła się do Grabarza. - Powinieneś wiedzieć coś o...
 - O kim? O tym całym Moonlight Shadow? - zapytał. - Najpierw chciałbym usłyszeć twój piękny śmiech. - dodał łapiąc ją wolną ręką w pasie. - Dalej, powiedz mi jakiś kawał.
 - Eemm...
 - Szedł chłop wałem i po kawale. - burknął Jack. Wszyscy byli zdziwieni kiedy Grabarz zaczął się głośno śmiać, jakby białowłosy powiedział mu kawał warty Nobla. Jego chichot był tak głośny i przerażający, że aż dom, w którym byli, zaczął się trząść. Każdy trzymał się tego co było pod ręką. Usłyszeli huk pochodzący z wyjścia, zupełnie jakby spadło coś ciężkiego. Gdy zapadła cisza wszystkich spojrzenia skierowały się na szarowłosego, który leżał na stoliku i palcem nogi trupa wycierał sobie łzy, chichotając jeszcze pod nosem.
 - Porąbany. - stwierdził Astaroth. - A ty się odklej! - warknął do Grell'a, który od paru minut przytulał się do jego ręki i wymyślał imiona dla ich dzieci.
 - Hmmm pierwszą dziewczynkę nazwiemy.... Laura! Co o tym myślisz? A chłopczyka... Nicolas. Tak, tak. Hmmm.... gdyby była jeszcze jeden to... Clemens. Tak! Piękne imię! Co o tym sądzisz, kotku? - spojrzał w stronę twarzy demona.
 - Nie nazywaj mnie kotku. Nie chcę mieć z tobą dzieci. Zresztą to niemożliwe.
 - Ależ ja nie będę się pytać o twoje zdanie na temat naszego małżeństwa. Na pewno będzie sweetaśnie! Ach, As-chan, nawet nie wiesz jakie rzeczy możemy razem robić.
 - Co? - Astaroth wyrwał się. - Wolę nie wiedzieć.
 - A więc co wiesz o nim? - zapytała nagląco Luna.
 - Podobno nie żyje. Ale jego ciało jest przykute do Ołtarza Czystości w Świątyni Światła daleko w górach Gualapagos. - odpowiedział pewnym głosem Undertaker.
 - Gualapagos? - powtórzyła czerwonowłosa.
 - A nie Galapagos? - spytał Jack.
 - Nie. - to jedno słowo brzmiało tak dostojnie, stanowczo i karcąco, że chłopak pożałował, że się w ogóle odezwał.
 - Dobrze. Dziękujemy ci. - powiedziała Luna.
 - Do usług. - ukłonił się. - A może by tak na udko kurczaka? - zapytał.
 - Podziękujemy. - odparł Astaroth patrząc z obrzydzeniem na część ciała w ręce grabarza.
 - Chodźmy już stąd. - wyszeptała Anna. Reszta przytaknęła i wyszli. Grell, na szczęście Astaroth'a, został w środku.
 - No, a co z twoją raną? - zapytał Czkawka.
 - Najpierw góry Gualapagos, Świątynia Światła, Ołtarz Czystości, Shadow. - odpowiedział granatowowłosy.
 - Co? I w ogóle co to za góry Gualapagos? Czemu nigdy wcześniej o nich nie słyszałem? - pytał Jack.
 - Bo ludzie myślą, że są tylko legendą. Góry Gualapagos objawiają się tylko tym, którzy pragną kogoś złożyć w ofierze. Tylko jedna osoba je odnalazła. Świątynia Światła to miejsce, które objawia się tylko wtedy, kiedy ktoś nie chce jej znaleźć. Pragnie natomiast po prostu wrócić do domu. Tylko jedna osoba do niej weszła. Ołtarz Czystości to miejsce, w którym składa się ofiary nieczyste. Tylko jedna osoba złożyła tam ofiarę. - wyjaśniła Luna.
 - A to Shadow? - spytała Elsa.
 - To nie rzecz. Shadow jest synem Szatana, tak okrutnym jak on sam, może nawet bardziej. Podobno sam ojciec go zabił i rozkazał aniołowi go tam złożyć. Anioł posłuchał i odtąd stał się przeklęty. To był Lucifer. Lecz teraz demony podzieliły się. Są ci pod rządami Szatana i ci pod rządami Lucifera. Tylko jedna osoba może przełożyć szalę zwycięstwa na naszą stronę. I po nią właśnie idziemy. - dokończyła czerwonowłosa.
 - Czyli wy jesteście pod rządami...? - zapytała Punzie.
 - Lucifera oczywiście. Ojciec Shadow nigdy by nie pozwolił na jego odratowanie... jeśli jest to możliwe. - westchnęła Darkness.
 - On kiedyś wiele znaczył dla siostry. - uzupełnił Astaroth i poklepał ją po ramieniu.
 - Możliwe. Kiedyś.

***

 Hejka! Kolejny rozdział, który nie wyszedł mi tak jak chciałam. Co myślicie o Undertaker'ze? A o Grell'u? A o Shadow? Tutaj nie było żadnych scenek miłosnych czy coś tam, ale to nic. Jak ktoś będzie w związku to dopiero będą gruchać jak gołąbki. Na razie to tyle. Do następnego!

P.S. -chan (czyt. cian) to zdrobnienie czyjegoś imienia. Wzięłam to z japońskiego. Żeby nie było - Grell nie jest gejem, po prostu... lubi facetów? (Tak wiem, masło maślane). No nie wiem jak to wytłumaczyć, po prostu nim nie jest.